O Pinińskim pisałam już w jednym z wcześniejszych postów. Poniżej zamieszczam wyjaśnienie, dlaczego informacje o Leonie Pinińskim znalazły się w blogu o sztuce hiszpańskiej i portugalskiej.
'Przechadzka po muzeach madryckich' Leona Pinińskiego to jeden z ciekawszych polskich tekstów na temat sztuki hiszpańskiej powstałych na początku XX wieku.
Piniński urodził w 1857 we Lwowie. Ukończył studia prawnicze i w 1880 uzyskał tytuł doktora. W roku 1891 został profesorem prawa rzymskiego na Uniwersytecie Lwowskim. Był członkiem Akademii Umiejętności, sprawował funkcję posła do Rady Państwa w Wiedniu, a w latach 1894 - 1898 zasiadał w Sejmie Krajowym we Lwowie. W roku 1898 został namiestnikiem Galicji. Po zakończeniu I wojny światowej podjął na nowo pracę naukową, studia nad sztuką i muzyką oraz kolekcjonerstwo. Swoje bogate zbiory ofiarował Zamkowi Królewskiemu na Wawelu. Zmarł w 1938 roku we Lwowie.
Przechadzka to rozwinięcie wykładu, jaki dał autor we Lwowie, w 1907 roku. Jest to jeden z nielicznych tekstów, które nie są wspomnieniami z podróży, a poświęcone są wyłącznie sztuce (w tym wypadku zbiorom madryckim), chociaż autora bardziej interesują dzieła włoskie i niderlandzkie niż hiszpańskie. Rodzimą sztuką iberyjską zajmuje się Piniński dopiero po omówieniu malarstwa włoskiego, niderlandzkiego i niemieckiego.
Dużo uwagi poświęca autor El Greco, którego twórczość ocenia niejednoznacznie. Uważa, że malarz wpadł w „graniczącą z obłędem manierę”, malując bardzo szerokimi pociągnięciami pędzla, stosując brudno – szary koloryt z „niewytłumaczalnymi, siarczano – żółtymi lub fioletowymi tonami”. Podobne stwierdzenia blisko pięćdziesiąt lat wcześniej zawarł we wspomnieniach z podróży do Hiszpanii Teofil Gautier. Piniński pisał także o nienaturalnym wydłużeniu postaci i zagubieniu anatomii. Jednocześnie widział w malowidłach El Greca „tchnienie geniuszu”, tłumacząc, że zostały przeznaczone dla „wyniosłych ołtarzy, umieszczonych w tajemniczym półcieniu starych kościołów” i nie powinny być eksponowane w muzeach (s. 50). Podziwia też portrety artysty, jedyne w swoim rodzaju, oddające „ponurych starców” i „ascezą wychudzonych mnichów”.
Nieco mniejsze zainteresowanie wzbudziła u Pinińskiego twórczość Francisco Zurbarána. Artysta był malarzem mnichów i klasztorów. Jego obrazy są na „wskroś ponure, tak w doborze tematów, jak typów, niemniej niż w kolorycie”(s. 52). Malarz nie stosował wyrafinowanych efektów świetlnych, ale każdy szczegół na jego obrazach wydaje się doskonale oddany z natury (s. 53). Zurbarán był według Pinińskiego nieprześcignionym w swoim zakresie portrecistą. Nie ma u niego bogactwa typów, za to „każda głowa występuje z obrazu jak wyrzeźbiona, każda twarz jest tak przekonywująca, że odczuwa się całą jej indywidualność” (s. 53).
Miano największego mistrza sztuki hiszpańskiej, a być może największego malarza w ogóle przypisuje Velázquezowi. Ceni artystę za oryginalność i niepowtarzalność każdego dzieła. „Mistrz nie powtarza się nigdy” (s. 56). Każde płótno to odrębny problem artystyczny, a każdy z tych problemów rozwiązany jest w odmienny, zawsze świetny, lub co najmniej interesujący sposób (s. 56). Niemal na każdym obrazie stosuje artysta inną gamę barwną, w każdej przedstawionej postaci jest jakiś oryginalny „rys”, którego, pisze Pawiński, nie zobaczymy nigdzie indziej (s. 56). Velázquez nie naśladował nigdy nikogo, nie wyłączając swego mistrza Pacheco. Twórczość artystyczna malarza przeszła przeobrażenie od malarstwa „wypracowanego i pedantycznego w wykańczaniu szczegółów” do malarstwa „śmiałego, szerokimi kreskami i plamami” (s. 57). Podobny proces zachodził według Pawińskiego u największych mistrzów, jak Tycjan, Rubens, Rembrandt, Hals. Autor Przechadzki opisuje wszystkie niemal obrazy Velázqueza, które znajdowały się w Prado, począwszy od Los Borachos (Pijacy), w którym artysta doskonale oddał śmiech, przez Kuźnię Wulkana, Poddanie się Bredy, portrety: Filipa IV, Baltazara Carlosa, księcia Oliwaresa, portrety kobiece - Las Meninas, przedstawienia błaznów i karłów, wreszcie nieliczne obrazy religijne.
Gdy Leon Piniński pisze swoją Przechadzkę po muzeach madryckich dzieła Bartolome Estebana Murillo nie cieszą się już tak wielką popularnością. Murillo wobec Velázqueza wręcz gaśnie, komentuje Piniński, jednak to właśnie Murillo „przez dwa wieki zaliczany był w poczet kilku, uważanych za najwyższych mistrzów sztuki w ogóle” (s. 102). Dlaczego tak było? Według Pinińskiego powodu należy szukać w „płytkości sądu publiczności”. Dla ogółu Murillo był bardziej ujmujący niż Velázquez, Zurbarán czy Ribera, w tej „łatwości podobania się” leży źródło powodzenia artysty (s. 103). Obrazy Murilla odznaczają się pięknością typów, szczególnie kobiet i dzieci, jednak „nie ma w tych pięknych twarzach jednej o przejmującym, trafnie uchwyconym wyrazie” (s. 104). Jest wielu ludzi, pisze Piniński, którzy wzruszają się w obrazie samym tematem, a nie prawdą w oddaniu go. Nie sposób nie przypomnieć sobie w tym miejscu zachwytów i „wzruszeń” Teodora Tripplina. Słabymi stronami Murilla, według Pinińskiego, jest „banalność i jednostajność przedstawianych typów”, „płytkość w charakteryzacji figur” i „monotonność kolorytu” (s. 103). Jednym z ulubionych tematów artysty, o czym pisał już Teodor Tripplin, było przedstawienie Immaculaty - „Madonny jako dziewicy w niebiańskiej glorii”. Pinińskiemu jednak znacznie bardziej podoba się Immaculata Ribery z kościoła świętego Augustyna w Salamance (s.103). Autor Przechadzki trafnie podsumowuje malarstwo Murilla. Artysta nie byłby Hiszpanem, gdyby nie malował krwi, nędzy i cierpień, pisze, „dolewając jednak do tego sporą dozę swej różanej wody”. „Jest realistą tylko na pozór, dla tych, którzy sami prawdy w sztuce ani nie czują, ani w gruncie nie pragną” (s.106).
Na wskroś realistyczny jest natomiast Ribera, który „lubuje się w okropnościach, krwi, męczarniach, katuszach” (s. 107). Oprócz tortur i męczenników artysta malował także Maryje i świętych w „gloryach”. Przedstawienia te odznaczały się według Pinińskiego siłą i szczerością wyrazu o wiele większą niż święci Murilla (s. 107). Ribera szczególnie dobrze oddawał typy męskie, zwłaszcza starców – Apostołów, pustelników, mędrców starożytnych. Gdyby nie monotonia kolorytu i oświetlenia, pisze Piniński, mogłyby rywalizować z przedstawieniami Rembrandta (s. 108).
Jeszcze dwóch artystów, prócz wymienionych zasługuje według autora Przechadzki na uwagę - Juan Bautista del Mazo i Juan Carreño de Miranda. Pierwszy, utalentowany i zręczny naśladowca swojego nauczyciela, Velázqueza, nie odznaczał się „samoistnością i oryginalnością” (s. 108). Drugi, pisze Piniński, był efektownym portrecistą, tworzącym pod wpływem Van Dycka.
Od drugiej połowy XVII wieku sztuka hiszpańska „chyli się do upadku”. Przez kolejne stulecie Velázquez nie znajduje naśladowców i następców, ma ich natomiast Murillo. U schyłku XVIII wieku pojawia się Francisco Goya. Twórczość artysty była według autora Przechadzki zróżnicowana, niektóre z jego dzieł znajdowały się „w pętach mody”. „Wykrochmalone i wyperfumowane rococo lub sztywne empire przyćmiewa a nawet tłumi potęgę i indywidualność talentu” (s. 110). Piniński uważa Goyę za prekursora nowoczesnego naturalizmu. Od Velázqueza różni go nierówny poziom artystyczny dzieł, łączy obu artystów dążenie do oddania natury i dar obserwacji, który objawia się w mistrzowskim charakteryzowaniu figur (s. 110). Piniński uważa Goyę za godnego następcę mistrza, co do temperamentu natomiast – nieodrodnego syna Hiszpanii (s. 110).
Przechadzka po muzeach madryckich pokazuje, jak postrzegano sztukę hiszpańską na przełomie XIX i XX wieku. Zachwyt twórczością Murilla minął, zaczęto dostrzegać El Greca. Piniński ocenia dzieła Kreteńczyka pod względem artystycznym, ale też przytacza opinie o malarzu u współczesnych, m.in. w traktacie Pacheco. Autor Przechadzki ceni Riberę, Zurbarána, El Greco, za największego wśród hiszpańskich artystów uważa jednak Velázqueza, którego następcą był Goya.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz